Fragmenty i Cytaty

 


Cytaty z książki

„Sekret rodu Oswaltów” Adama Puzy


Brak odpowiedzi mówił wszystko. Służąca – młoda dziewczyna, której tej nocy również nie dane było zaznać snu, ponieważ do późna zajmowała się dziećmi – musiała przejść tylko parę kroków do pokoju ich matki. Szybkim ruchem obudziła oszołomioną kobietę.

– Co ty sobie wyobrażasz?! Do cholery, którą mamy godzinę?!

– Pani mąż! Musimy uciekać!

 


 Wszyscy tu służyli rodzinie długo i wiernie. Musieli być wierni…

 

 

Nie szukał poklasku czy kolejnych awansów, nie chodziło też o empatię względem ofiar czy ich bliskich. Potrzebował jedynie adrenaliny, którą dawały mu te śledztwa. Dla takiego człowieka jak on było to wyłączne źródło silnych emocji. Tylko to było w stanie ruszyć jego serce. Aaron nie potrafił wyobrazić sobie siebie robiącego w życiu cokolwiek innego.

 

 

Miał słaby sen. Sam nie wiedział do końca czemu, ale nie miewał spokojnych nocy. Zawsze odczuwał niepokój, jak gdyby co noc ktoś stał nad jego łóżkiem i go obserwował, niczym niewidoczna siła, która sięgała do jego serca i umysłu, mącąc mu w głowie i nie dając zmrużyć oka. Zdawało się, że to duchy przeszłości wzywają Aarona, by dołączył do nich w ich wiecznym śnie. Było tak, odkąd pamiętał.

 

 

Wątpię, by przekonał go słowami – myślał detektyw, gdy po raz pierwszy o tym usłyszał. W Aaronie mieszały się nienawiść do tego człowieka z zaintrygowaniem jego dwubiegunową naturą oraz chęcią ostatecznego rozwikłania sprawy.

 

 

Z powodu swojej filigranowej sylwetki sprawiała wrażenie bezbronnej, jakby miał ją zdmuchnąć następny powiew wiatru. Mimo to Aaron miał przeczucie, że za jej urodą kryje się coś więcej. Nie przydzielili jej tu przecież bez powodu. Powinienem na nią uważać – pomyślał.

 

 

Nigdy nie rozumiał kobiet, obecnie chciał tylko, aby zniknęła z wozu i dała mu w spokoju zaplanować rozmowę z Jasonem. Ona jednak dalej uśmiechała się do niego, jakby byli świetnymi przyjaciółmi. Irytowało go to bardziej niż myśl o nadchodzącym przesłuchaniu. Na dodatek znów czuł ten sam zapach, zapach jej silnych perfum. Zdążył już wypełnić auto.

 

 

Aaron zastanawiał się, czy przypadkiem więźniowie nie są odurzani, aby strażnikom łatwiej było zachować porządek. Nieważne. Niewinni tu nie trafiają. Co mnie obchodzi banda gwałcicieli i morderców?

 

 

– Nie umiem go rozgryźć – stwierdziła. – Mam wrażenie, że lepiej by było, gdyby prowadził tę sprawę sam. I tak pozwoli mi załatwiać tylko papierkową robotę.

– Nie łam się tak szybko. Aaron to specyficzny osobnik. Jest bardzo zamknięty na ludzi, ale musisz odnaleźć własny sposób, żeby go do siebie przekonać.

 

 

Sposób, w jaki się poruszała, sprawiał, że nie mógł się przy niej skupić. Działała tak na wszystkich w biurze, ale Aaron jako jedyny nie potrafił sobie tego darować. Czuł się przez to bezsilny, ale nie zamierzał ulec tej słabości.

 

 

Aaron miał jednak wrażenie, że nie mówi mu całej prawdy. W jej uśmiechu było coś sztucznego. Zastanawiał się, czy wiecznie rozpromieniona twarz Jessiki nie była jedynie maską zakrywającą jej smutek.

 

 

– Nic dziwnego, mówią, że francuski jest językiem miłości.

– Nie wiem o niej zbyt wiele.

– O miłości? W takim miejscu jak to nietrudno znaleźć przewodnika.

 

 

Ludzie spieszyli się do pracy, domów czy rodziny i znajomych. Każdy miał własne cele, własne życie. Życie, które mogło skończyć się w każdej chwili i na każdym rogu. Jaka była wartość takiego życia? Życia w ciągłym strachu bądź w nieświadomości niebezpieczeństw tego świata?

 

 

Większość z nich nic mi nie mówi, ale wszystkie niosą za sobą historię pełną krwi i zwłok

 

 

Wiesz, jak to jest, kiedy czytasz jakąś niesamowitą książkę? Zatapiasz się w jej magicznym świecie, czujesz, jak z każdym kolejnym przeczytanym słowem przechodzą cię ciarki. Chcesz wchodzić coraz głębiej i głębiej w jej historię, poznać żyjących w niej ludzi i już nigdy nie opuszczać tego świata.

 

 

Czuł się nieco upokorzony swoją nieostrożnością, a wyrzuty sumienia spowodowane śledzeniem człowieka, który przed paroma minutami być może uratował mu życie, nie dawały mu spokoju. Mimo to wiedział, że musi kontynuować swoje zadanie. Obowiązek był ważniejszy niż jego osobiste odczucia.

 

 

Jak zwykle wyglądała niezwykle ponętnie, ale blasku ujmował jej wyraz twarzy, z jakim nigdy dotąd jej nie widział. Wyrażał jedynie pogardę, chłód i nienawiść. Nie umiał powiedzieć, czy patrzy tak na niego, czy na kogoś stojącego za nim, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdyż w jej ręku pojawił się nagle rewolwer.

 

 

Aaron miał poczucie, że Jessica zbyła pytanie, ale wiedział, że nie dowie się od niej nic więcej, nie zaczynając przy tym dużej kłótni, a konflikt z partnerką, z którą nakazano mu współpracować, nie był mu do niczego potrzebny, dlatego zdecydował się odpuścić.

 

 

– Dlaczego potrzebował pan pomocy? – zapytała tym razem, dotychczas przyglądająca się, Jessica.

– Bo się bałem, OK? – przyznał ze wstydem Colin. – Z daleka czuć było, że z tą sprawą jest coś nie tak, a ja cenię sobie swoje życie.

– Więc zaryzykował pan cudzym – podsumowała.

 

 

Whalenem zaczęły targać emocje. Czuł gniew i ból wywołane rozgrzebywanymi wspomnieniami, ale także ogromną ciekawość, co mógł odkryć dziennikarz. Pomyślał, że być może jego teoria o drugim sprawcy tego masowego mordu mogła w końcu znaleźć potwierdzenie.

 

 

– Co o tym myślisz? – zapytała Jessica, gdy już wsiedli do samochodu.

– Że jest dupkiem… ale wierzę mu.

 

 

Z każdym krokiem, z każdym pokonanym betonowym stopniem więzienia, spokój coraz bardziej opuszczał detektywa, ustępując miejsca złości i wspomnieniom o dzisiejszym śnie. Wspomnieniom o nocy, w której utracił wiarę, o nocy, w której utracił cząstkę samego siebie. Mury więzienia, niczym mury w jego sercu, już zawsze miały mu przypominać o zrujnowanej budowli, w której noc ukształtowała go takim, jakim był dzisiaj.

 

 

No, detektywie, nie igrałbym przecież z tobą. Jeszcze pamiętam, ile kulek umiesz wpakować w człowieka, kiedy… jesteś w złym humorze. – Jason zaśmiał się szyderczo.

 

 

Myślałem, że jeśli będę starał się bardziej, to będę mógł coś zmienić. Myliłem się, sam niczego nie zmienię. Tamten doktor miał rację, mówiąc, że nawet jeśli uratuję każdą napotkaną osobę, to nie zbawię świata. Ludzie dalej będą umierać, a takie ścierwa jak Jason nadal będą się pojawiać. Czy ratowanie ludzi ma jakikolwiek sens? Każdy z nich może być następnym Jasonem. Skąd wiemy, że ocalamy tych dobrych? Jeśli zaś ratujemy niewłaściwe osoby, czy to samo w sobie nie jest czymś złym?

 

 

– Taki duży chłopiec i nie słyszał, że topienie smutków w alkoholu nie jest rozwiązaniem?

Aaron zaśmiał się i wziął kolejny łyk, po czym podał butelkę Rosalie.

– Nic dziwnego, że nie macie klientów, jeśli tak ich zachęcasz do picia.

 

 

W tym mieście nie ma osoby, która by o tobie nie słyszała. Co jest dla nich według ciebie ważniejsze? To, że ratujesz im życie, czy powód, dla którego to robisz?

 

 

Całe życie spędziłem na pomaganiu ludziom i wierzyłem, że dobro, które dawałem, wróci kiedyś do mnie. Byłem jednak głupcem..

 

 

Sądziłem, że śmierć człowieka z mojej ręki, nawet śmiecia, który zrujnował mi życie, doprowadzi mnie do obłędu, ale wbrew pozorom poczułem ogromną ulgę i radość.

 

 

Powiem ci szczerze, że nawet mnie trochę przerażał ten człowiek. Współpracowaliśmy tylko dlatego, że mi to narzucono. Zawsze wolałem działać sam. Nie zrozum mnie źle, nie pomagam ci z uprzejmości, ale dlatego, że dostarczyłeś mi niedawno sporo atrakcji. Nie doszukuj się w tym żadnych innych intencji

 

 

Aż tak boli cię duma przez to, że pozwoliłeś mi nie tylko uciec, ale także cię wytropić? Całkiem duża wpadka jak na psychopatę o tak długim stażu.